Konceptualizm traktowany jest jako nurt w sztuce przedkładający "koncept" (pomysł) nad materialne (lub niematerialne) dzieło sztuki wymagające wybitnego warsztatu artystycznego. Wywodzi się go z minimalizmu i abstrakcjonizmu, ale nie będę tego tematu rozwijał, bo nie ma potrzeby. Istotne jest to, że konceptualizm pojawił się na rynku sztuki i został przez jej teoretyków uznany za część sztuki w okresie, gdy sztuki plastyczne doszły do kresu możliwości.
Ten kres wyznaczyły dwa obrazy - "Czarny kwadrat" Malewicza i informel Sobel/Pollocka.
Sztuka oczywiście rozwijała się nadal, ale przez teoretyków i historyków została zmarginalizowana, ponieważ w latach 60-tych XX wieku obydwie te dziedziny (teoria i krytyka sztuki) zdominowane już były przez antykulturę. W rezultacie niewiele wiemy o tym, co dzieje się w sztuce, ponieważ nie informują o niej popularne opracowania ani media głównego nurtu. Wiemy natomiast wiele o tym, co działo się i dzieje w antysztuce, czyli w antyprodukcie antykultury.
Wiemy wiele, co nie znaczy, że wiele z tego rozumiemy.
Sztuka tym różni się od innych dziedzin ludzkiej aktywności, że produkuje bardzo różnie definiowane dzieła, które oddziaływają na ludzkie zmysły, tworząc określone stany emocjonalne. Dzieła sztuki najczęściej niosą również jakiś przekaz, który można sformułować w słowach. Takimi streszczeniami, czasami bardzo głębokimi, bywają tytuły dzieł sztuki. Np. tytuł obrazu Paula Gauguina "Skąd przychodzimy..." Gdyby jednak Paul Gauguin chciał nas zachęcić do filozoficznej refleksji, przedstawiłby egzystencjalistyczny referat i tezy, z którymi moglibyśmy polemizować. Paul Gauguin namalował jednak tajemniczy obraz, którego do końca nikt nie rozumie, zapewne i sam autor. I nic nie szkodzi. Obraz nie jest wyrazem filozoficznej spekulacji. Obraz i każde inne dzieło sztuki jest źródłem emocjonalnego przeżycia tajemnicy, wywoływanego ESTETYCZNĄ (czyli PSYCHOFIZJOLOGICZNĄ) reakcją na dzieło. Jeżeli obiekt takiej reakcji nie wywołuje, nie jest dziełem sztuki - nawet, gdyby tak chciało tysiąc atletów, którzy by zjedli tysiąc kotletów.
Przedstawiona w pierwszym zdaniu popularna definicja konceptualizmu jest definicją "do zaliczenia". Ta definicja ma jeszcze dwa piętra - filozoficzne i praktyczne.
PIĘTRO FILOZOFICZNE
Ludzie posługują się pojęciami na oznaczenia przedmiotów, procesów i cech. Istnieją jednak pojęcia, które oznaczają zjawiska bardzo trudne do zdefiniowania i nie mające swojej materialnej reprezentacji. Np. "dobro" i "zło". Przez całe wieli ludzie spierali się (nazywa sie to sporem o uniwersalia), czy te niematerialne zjawiska opisane pojęciami istnieją samodzielnie, czy też nie. A więc czy dobro i zło istnieje nawet wtedy, gdy nie jest nazwane. Jedni twierdzili, że samodzielnie istnieją tylko idee (np. idea krzesła), a poszczególne krzesła są tylko nieudolną materializacją idei. Takie stanowisko nazywano realizmem pojęciowym i jego przedstawicielem był Platon (nazywany niesłusznie idealistą). Przeciwnicy realistów uważali, że realnie istnieją tylko poznawalne zmysłowo przedmioty materialne, a pojęcia służą tylko ich opisaniu i porozumiewaniu się ludzi za pomocą języka. Takie stanowisko nazywa się nominalizmem. Konceptualizm jest późną odmiana nominalizmu, chociaż traktowany jest jako rozwiązanie pośrednie między realizmem a nominalizmem.
Chodzi w nim o to, że pojęcia abstrakcyjne opisujące tzw. uniwersalia są uogólnieniami rzeczy istniejących, ale nietrwałych. Przykładem takiej abstrakcji jest "Imię róży" Abelarda, które nie jest różą i pozostaje, gdy sama róża przestanie już istnieć. Jednak istnieje ono tylko w umyśle i w języku.
< Joseph Kosuth, One and Three Chairs, 1966
Jak się ma konceptualizm filozoficzny do artystycznego? Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Nie dlatego, żeby nie było to ważne, ale dlatego, że zajmuję się historią sztuki, a nie historią doświaczalnych modeli koncepcji filozoficznych, która należy do innych dziedzin ludzkiej aktywności.
Niewątpliwie aparat pojęciowy, jakim posługuje się konceptualizm jest naprawdę imponujący. Np. amerykański konceptualista Mel Bochner (1940) był wykształconym filozofem, studiował Wittgensteina, zajmował się teoria poznania i w swojej sztuce stosował zasady serializmu. Wśród inspiracji Victora Burgina (1941) wymienia się Karola Marksa, Zygmunta Freuda (tego to wszyscy wymieniają), Michela Foucault i Rolanda Barthesa. Z kolei klasyk konceptualizmu, Joseph Kosuth (1945) w swoim sztandarowym dziele "One and Three Chairs" przedstawił "trójcę świecką" łaczącą słowo, obraz i przedmiot i w gruncie rzeczy zajął się tym, o czym pisałem nieco wyżej, a więc istotą uniwersaliów.
Efekt estetyczny tych działań był taki, jaki był, ponieważ nie mógł być inny, a to dlatego, że aby być konceptualistą, należy być filozofem, ale nie trzeba być artystą.
PIĘTRO PRAKTYCZNE
Niezależnie od intencji twórców, konceptualizm spowodował trzy skutki:
1. na teren sztuki, w miejsce odbioru estetycznego wprowadził intelektualną spekulację,
2. estetyczne dzieło, wymagające wybitnego talentu i warsztatu i kształtujące przez swoje cechy psychikę odbiorcy, zastąpił formalnie byle jakim modelem ilustrującym "koncepcję",
3. artystę, który musiał posiadać i talent i warsztat zastąpił specjalistą od intelektualnych spekulacji. Czy specjalistą jest filozof, czy propagandysta i agitator, nie ma znaczenia.
Tak więc konceptualizm umożliwił z jednej strony zniszczenie odwiecznego wzorca doskonałości (a raczej dążenia do doskonałości), jakim było dzieło sztuki, z drugiej nadanie intelektualnej spekulacji statusu dzieła sztuki, a intelektualnym spekulatorom statusu artysty.
...
Doświadczenie uczy, że znacznie łatwiej jest zmienić czyjeś poglądy, niż upodobania estetyczne (nie mam na myśli mód i gustów, ale reakcje psychofizjologiczne). Jeśli człowiek wychowany na współczesnym ekspresjonizmie i dekonstruktywizmie potrafi docenić urodę rzeźby antycznej i zachwycać się gotyckimi Madonnami (chociaż są to obiekty z zupełnie innych światów), to oznacza, że w jego "konstrukcji" istnieją takie struny, które widok tych obiektów jest w stanie poruszyć nawet po setkach i tysiącach lat. Współcześni ludzie do zachwycania się sztuką antyku czy gotyku nie potrzebują znajomości filozofii klasycznej czy scholastyki. Ta wrażliwość kształtowała się we współczesnym człowieku przez setki lat i odkładała w nim warstwą patyny, którą nazywamy kulturową tradycją. Jest ona silniejsza niż intelektualne spekulacje i na tym polega magiczna siła sztuki.
Jeśli ktokolwiek chce wpływać skutecznie na innych ludzi i jeśli kierunek tego wpływu ma usunąć z ich psychiki ową "patynę tradycji" - a takie są przecież hasła wszystkich nowożytnych rewolucji - to żeby szybko zmienić poglądy ludzi, musi najpierw wyrwać ich z tej estetycznej tradycji, która ich ukształtowała, a dopiero potem poddać intelektualnej obróbce.
Właśnie rozbiciu ciągłości estetycznej (podkreślam: estetycznej, a nie intelektualnej) przestrzeni, w której przez setki lat formowała się wrażliwość współczesnego człowieka kulturalnego służy cały wysiłek konceptualizmu.
4'33"
John Cage >
W kręgach fachowców wiele dyskutowano, kiedy pojawił się konceptualizm, kiedy się skończył i co go odróżnia od innych dyscyplin postmodernistycznej antysztuki. Czy był nim pisuar Marcela Duchampa z 1917 r., odkryty na nowo po II wojnie światowej, czy pierwszy happening Kaprowa (ale to już akcjonizm) itd. itp. "Genetycznie" sprawę ujmując chyba rzeczywiście Duchamp stał się prekursorem konceptualizmu, tak zresztą, jak i całej antysztuki. Moim zdaniem jednak pierwszym dziełem konceptualnym, będącym jednocześnie wielkim eksperymentem socjologicznym, którego znaczenia nie docenia się do dnia dzisiejszego, był utwór Johna Cage'a (1912-1992) pt. "4'33"". Jest to muzyczny utwór wykonywany przez pełny skład orkiestry symfonicznej i przy pełnej widowni, składający się z czterech minut i 33 sekund ciszy. Dyrygent stoi za pulpitem i patrzy na zegarek, orkiestra siedzi z instrumentami, a publiczność siedzi, patrzy, chrząka i słucha. Na koniec publiczność, lekko się chichrając, bije brawo. W dziale historia muzyki jest zapis filmowy koncertu. Warto obejrzeć.
Zapewniam wszystkich, że mam poczucie humoru, oglądając zapis koncertu na początku nieźle się bawiłem, ale po paru sekundach już mniej, a do końca obejrzałem go (wysłuchałem) z obowiązku (podobno nie należy krytykować czegoś, czego się nie widziało), wstydząc się na tę siedzącą na scenie i na sali garmażerię.
Otóż pomysł (koncepcja) Johna Cage'a był świetną zgrywą i gdyby został wykonany nawet w tej samej sali, przez tą samą orkiestrę i dla tych samych ludzi, ale jako zgrywa - byłoby fantastycznie. W rzeczywistości w ciągu niecałych pięciu minut na kilkuset elegancko ubranych i zapewne wykształconych ludziach wykonano zbiorową operację kulturowej lobotomii. Tym ludziom zaserwowano zgrywę jako sztukę - i nikt nie wyszedł z sali. Okazało się, że ludziom można wmówić wszystko.
I o ten efekt chodzi w konceptualizmie.
...
Krzysztof Karoń
P.S. W 2002 r. angielski kompozytor Mike Batt (1949) oskarżony został przez spadkobierców Cage'a o plagiat dzieła 4'33", ponieważ wydał utwór pt. "One Minute of Silence". Batt bronił się twierdząc, że jego utwór jest lepszy, ponieważ opowiada w ciągu 1 minuty to, na co Cage potrzebował ponad cztery minuty. Sprawę zakończono ugodą - Batt zapłacił podobno 100.000 funtów odszkodowania. |